Grzechem byłoby nie spróbować, czyli… geolodzy w powietrzu!
Rozmowa z Sonią Bazan i Krzysztofem Getingerem, którzy dzięki pożyczce ze środków rządowego programu Pierwszy biznes – Wsparcie w starcie udzielonej przez Małopolski Fundusz Ekonomii Społecznej, otwierają firmę specjalizującą się w wykonywaniu zaawansowanych analiz danych przestrzennych oraz ekspertyz z zakresu górnictwa i geologii – LoSA.
Film o tym jak powstaje i rozwija się biznes Soni i Krzysztofa można też zobaczyć na kanale video Małopolskiego Funduszu Ekonomii Społecznej
Dla przeciętnego słuchacza opis Waszej firmy brzmi dość egzotycznie. Czy możecie wyjaśnić w prostych słowach, o co właściwie chodzi w tym biznesie?
Sonia Bazan: Będziemy przetwarzać dane przestrzenne w oparciu o teledetekcję. Dane przestrzenne to takie, które są odniesione do współrzędnych geograficznych. Czasem wystarczy zaokrąglić to do miasta, do jakiegoś regionu, do województwa, ale to zawsze musi być odniesione do jakiegoś elementu przestrzeni.
Skąd pomysł? Wiem, że razem studiowaliście…
Krzysztof Getinger: Byliśmy razem na studiach magisterskich. Pisaliśmy pracę u tego samego promotora. Ten pomysł naturalnie wynikał z naszej wiedzy i umiejętności, choć nie jest jakiś super innowacyjny. Tego typu rzeczy są w Polsce i na świecie wdrażane od lat 80., może nawet trochę wcześniej.
SB: Tyle, że w geologii jeszcze nikt tego nie stosuje, przynajmniej w Polsce!
KG: Tak, u nas to mało popularne. Jest pewien niewykorzystany potencjał i możliwości większego wdrożenia tych technologii, szczególnie w branży surowcowej.
Na co chcecie położyć nacisk w Waszym biznesie?
SB: Postanowiliśmy podzielić naszą działalność na trzy działy. Przede wszystkim chcemy skoncentrować się na górnictwie i geologii, bo takie mamy wykształcenie. Oprócz tego na ochronie środowiska – chcemy pokazać, że górnictwo i geologia mogą iść z nią w parze, co nie dla wszystkich jest oczywiste. Ostatnia kategoria to leśnictwo i rolnictwo – metody, których będziemy używać, są na tyle uniwersalne, że można je aplikować w różnych branżach. Jednak przede wszystkim interesują nas analizy środowiskowe.
Podstawowym założeniem naszego biznesu była też myśl, że będzie to miejsce realizacji naszych naukowych pasji. Ciężko znaleźć firmę, która zajmuje się tym, co my robimy. Nawet nasz promotor powiedział, że jest to dość innowacyjne w skali kraju.
KG: Nie ma takich firm, które w profesjonalnym stopniu wykorzystują techniki analiz przestrzennych i geologicznych.
Czyli wypełnicie niszę na rynku?
SB: Tak. Jest tylko jedna obawa: to nowa rzecz i być może ciężko będzie przekonać polski rynek geologiczny do takiego innowacyjnego podejścia – że można coś obserwować z powietrza, a nie tylko kopać w ziemi.
Co konkretnie zaoferujecie swoim klientom?
KG: To zależy od ich potrzeb.
SB: Na pewno nie jesteśmy firmą geodezyjną. Nie będziemy robić ściśle geodezyjnych pomiarów. To mają być raczej analizy środowiskowe – audyt, monitoring jakiegoś przedsięwzięcia, które może być potencjalnie szkodliwe dla środowiska, tworzenie stref buforowych wokół takich przedsięwzięć, np. kopalni lub fabryk. Będziemy robić analizy biomasy, oceniać szkody po klęskach żywiołowych, np. huraganach czy powodziach. Do tego wszystkiego posłuży nam kamera, która rejestruje w podczerwieni.
KG: Gdy jakaś spółka poszukiwawcza stara się o koncesję na danym terytorium, to musi mieć pojęcie, jak wygląda stan środowiskowy w tym miejscu, szata roślinna i tak dalej. Klient może nas o to poprosić.
SB: Kiedyś wymyśliliśmy, że jeśli ludzie będą nas pytać, co robimy, to w prostych słowach możemy powiedzieć, że chcemy robić geologię z powietrza.
W co będziecie inwestować pieniądze z pożyczki?
SB: Działalność rozpoczęlibyśmy nawet bez pożyczki. Tylko, że wtedy oszczędzalibyśmy pieniądze na to, co teraz mamy szansę kupić od razu.
Chcemy kupić drona i kamerę, która rejestruje w świetle widzialnym, ale także w podczerwieni. I być może będziemy mogli sobie pozwolić, żeby kupić kamerę termowizyjną.
Jaka jest właściwość takiej kamery?
SB: Pokazuje różnice temperatur. Teraz popularne stają się elektrownie złożone z paneli fotowoltanicznych. Nalotem można w bardzo szybki sposób ocenić, jaki jest stan tych paneli, czy np. nie są gdzieś uszkodzone. Zakres tego, czym chcemy się zajmować, jest dość duży. Wykorzystując zdjęcia satelitarne możemy brać udział w poszukiwaniu złóż. Wspomagać ten cały proces, redukując koszty, bo dzięki takim działaniom można ograniczyć obszar poszukiwań.
KG: Wcześniejsza analiza terenu pozwala znacznie zredukować ilość potrzebnych prac w terenie, jaką muszą wykonać geolodzy. A prace w terenie to są znaczne koszty, które ponoszą spółki poszukiwawcze.
SB: Szczególnie jeśli chodzi o wiercenia i badania próbek.
Z pewnością przed obroną prac magisterskich, zastanawialiście się nad swoją przyszłością zawodową. Czy w trakcie studiów pracowaliście gdzieś „na etacie” lub dorywczo?
SB: Ja już drugi rok współpracuję jako asystent z panią geolog, która obsługuje podkrakowskie kamieniołomy. Współtworzę z nią dokumentację geologiczną. Próbuję też zdobyć uprawnienia geologiczne, które mam nadzieję za jakiś czas przydadzą nam się w firmie.
KG: Ja, niestety, nie miałem takiego doświadczenia pracy na etacie.
SB: Krzysiek był mocno zaangażowany w prace w kołach naukowych.
KG: Od trzeciego roku studiów zajmowałem się pracą naukową „na poważnie”. Teledetekcja, czyli analiza zdjęć satelitarnych, lotniczych – to moja specjalność.
Planujecie dalszą karierę naukową?
KG: Oboje z Sonią chcemy tak prowadzić naszą działalność, by też mieć czas na naukę, wydawanie publikacji.
SB: Chcemy, żeby ta firma była czymś z pogranicza przedsiębiorstwa i instytutu naukowego.
Założyliśmy działalność, żeby mieć pewnego rodzaju wolność, chociażby w kwestii wyboru projektu, którym się zajmiemy. Elastyczne godziny pracy też nie były bez znaczenia.
KG: Chcemy być na bieżąco ze śledzeniem postępów rozwoju naszej dziedziny i technik.
SB: Mamy ambicję, żeby przyczynić się do dalszego rozwoju nauki.
KG: To byłoby naprawdę ekscytujące.
Gdzie usłyszeliście o Małopolskim Funduszu Ekonomii Społecznej?
SB: Na początku szukaliśmy dotacji europejskich, między innymi z programu POWER. Ale te dotacje to droga przez mękę. Odpuściliśmy.
KG: O MFES dowiedziałem się będąc w biurze, które obsługiwało program Nowy Małopolski Przedsiębiorca. Usłyszałem, że MFES zarządza w Małopolsce środkami w ramach programu Wsparcie w starcie, powierzonymi przez Bank Gospodarstwa Krajowego i Ministertwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej i chciałem dowiedzieć się więcej.
SB: To było w grudniu, dwa albo trzy dni przed deadlinem składania wstępnych wniosków. Później do 4 stycznia był czas, żeby wysłać całą resztę dokumentów, łącznie z biznesplanem. Mieliśmy dość pracowity okres pomiędzy Świętami a Nowym Rokiem. Musieliśmy przelać na papier to wszystko, co mieliśmy w głowach.
Jak było z formalnościami związanymi z otwarciem swojej działalności gospodarczej?
SB: Informacje o dokumentach niezbędnych do uzyskania pożyczki z programu Wsparcie w starcie bez problemu znaleźliśmy na stronie internetowej MFES.
KG: Ale jak już się idzie do urzędów, to często są problemy.
Z czym był największy?
KG: Niektórzy urzędnicy mają problem ze zrozumieniem, jak funkcjonują spółki cywilne. I to wszędzie: w urzędzie miasta, w urzędach skarbowych…
Nie mają z tym na co dzień do czynienia i nie wiedzą?
SB: Ciężko powiedzieć, z czego to wynika.
KG: Pewnie z tego, że natura spółki cywilnej jest mieszana.
SB: Tak naprawdę ona nie ma osobowości prawnej.
Jak szybko będziecie musieli oddać pożyczkę?
KG: Harmonogram już mamy.
SB: Teraz jest pół roku karencji w spłacie kapitału, jeszcze nie musimy się tym martwić. Bardzo dużo dało nam pierwsze spotkanie w biurze MFES z panią Jadwigą i panem Rafałem, którzy powiedzieli nam, że bardzo spodobał im się nasz projekt. Byliśmy zaskoczeni, bo do tego momentu chyba jeszcze w niego tak bardzo nie wierzyliśmy. Zupełnie obce osoby, po przeczytaniu tego, co napisaliśmy, tak totalnie uwierzyły w ten projekt. To był punkt zwrotny.
Nie baliście się?
SB: Dopóki mówiło się o braniu pożyczki, to było OK, ale gdy przyszło co do czego, to jednak lekki stres był.
KG: Pewne obawy zawsze są. Ale pożyczka jest rozsądnie rozłożona, oprocentowanie bardzo niskie. Generalnie nie ma się czego bać. Grzechem byłoby nie spróbować.
SB: Ta kwota nie jest tak wielka, żebyśmy nie byli w stanie tego zapłacić, nawet jeśli nam się nie uda.
KG: Ale tego nie zakładamy!
SB: Mamy w sumie pięć lat, czyli 54 miesiące, żeby spłacić pożyczkę. Nie opłaca się jej na pewno spłacać przed terminem. Nadwyżki lepiej inwestować.
Pożyczka wiąże się z poręczeniem. U was poręczycielami byli rodzice. Nie protestowali?
KG: Nasi rodzice podobnie jak my uznali, że warto skorzystać. Warunki do tego, by oni mogli być poręczycielami, nie były wygórowane, nie trzeba wielkich posad, aby móc poręczyć tę pożyczkę.
SB: Zabezpieczeniem może być też np. zakupiony sprzęt.
Gdzie mieści się wasza siedziba?
KG: W Akademickim Inkubatorze Przedsiębiorczości AGH przy ul. Czarnowiejskiej.
SB: Pracownicy Inkubatora pomagają młodym przedsiębiorcom w różnych bieżących sprawach. Np. napisać umowę spółki. Dla osób wynajmujących biuro jest tam dostępna również dwie sale konferencyjne, komputery, biurka. W ramach umowy wynajmu mamy około 21 godzin do wykorzystania w przestrzeni co-workingowej. W tym miesiącu jeszcze nie mieliśmy na to czasu, ani też potrzeby, bo na razie wszystko jesteśmy w stanie załatwić mailowo. Czynsz jest bardzo niski, dają adres, skrytkę pocztową, więc nie trzeba rejestrować działalności w mieszkaniu rodziców! (śmiech!)
KG: No i udzielają porad prawnych – w umowie z Inkubatorem mamy zagwarantowaną opiekę prawnika.
SB: Miała być też możliwość korzystania z oprogramowania uczelnianego, ale okazało się, że te programy, których potrzebujemy, są jednak niedostępne… Może uda się na to coś zaradzić.
Macie już przygotowany plan promocji? Wiecie, gdzie uderzać?
SB: Gdy już będziemy mieć drona, to kilka miejsc, z pomocą pani geolog, mamy do objechania. Pierwsze zlecenia też już się zapowiadają.
Wszyscy, łącznie z naszym promotorem, mówili nam, że powinniśmy zatrudnić się na jakiś czas w firmach, które zajmują się podobnymi rzeczami, żeby zobaczyć, jak to wszystko działa. Ale my postanowiliśmy jednak naszą najsłabszą stronę – brak doświadczenia zawodowego – obrócić w najmocniejszą. Posiadamy rozbudowaną sieć kontaktów, m.in. dzięki profesorom i środowisku akademickiemu, i z tym wiążemy duże nadzieje.
KG: Ważne jest to, że zaczynamy od razu po studiach – mamy jeszcze świeży kontakt z ludźmi. Do kilku możemy zwrócić się o pomoc, polecenie.
SB: Ta pomoc bardzo chętnie jest nam dawana. Może to wynika z tego, że inni widzą ludzi w stosunkowo młodym wieku, którzy chcą coś zrobić.
Kto będzie waszą konkurencją? Macie ją zidentyfikowaną?
KG: Jest dosyć duża konkurencja, zarówno jeśli chodzi o zastosowanie teledetekcji, jak i geograficznych systemów informatycznych. Szczególnie w leśnictwie i rolnictwie czy planowaniu przestrzennym w miastach i przy tworzeniu infrastruktury drogowej.
SB: Ale jest też tak, że każda firma wyspecjalizuje się trochę w czymś innym: jedni w geoportalach, inni w analizach leśnych. A my chcemy wyspecjalizować się w kierunku geologii.
KG: Chcielibyśmy połączyć naszą wiedzę geologiczną i te umiejętności z wiedzą z zakresu technik GIS i teledetekcji. I dzięki temu być unikalni na rynku.
Jest was dwoje. Nie boicie się potencjalnych konfliktów? Różnicy zdań?
SB: Panicznie boję się konfliktów! Mamy problem w drugą stronę: żadne z nas nie umie podejmować decyzji.
KG: Dowodem na to jest fakt, że jeszcze nie mamy strony internetowej. Będziemy musieli wymyśleć jakiś system podejmowania decyzji. (dziś strona już działa – red.)
SB: Znamy się już trochę, studiowaliśmy razem tę samą specjalizację – Economic Geology – więc może nie będzie tak źle.
To czego najbardziej się boicie?
SB: W jakiś mądry sposób trzeba będzie przekonać ludzi, że potrzebują tego, co my robimy. I to chyba jedyna obawa.
KG: Popularyzowanie tego wydaje się największym problemem. Szczególnie jeśli chodzi o branżę surowców mineralnych.
SB: Np. kamieniołomy są prowadzone przez osoby z długim doświadczeniem, które jednak od kilkudziesięciu lat w badaniach stosują te same metody. Przekonanie ich może być trudne. Ale w kamieniołomach też mam trochę kontaktów, bo jak pisałam pracę magisterską, to robiłam tam różne dziwne rzeczy – najbardziej korci jazda spychaczem, ale bez uprawnień nie wolno…
KG: Skoro to wszystko jest mało popularne, to też nasz atut. Po rozmowach z różnymi ludźmi, którzy np. prowadzą firmy poszukiwawcze, wiemy, że są bardzo zainteresowani, i chcą usłyszeć o nas więcej.
Gdzie widzicie się za pięć lat?
Sonia Bazan i Krzysztof Getinger: Widzimy się w LoSIE, naszym przedsiębiorstwie. Firma jest już duża, rozbudowana na kilka osobnych działów, zatrudnia pracowników. Jest dla nas głównym źródłem utrzymania. A my możemy realizować się naukowo i kończyć doktoraty!
Rozmawiała Martyna Słowik
Film o tym jak powstaje i rozwija się biznes Soni i Krzysztofa można zobaczyć na kanale video Małopolskiego Funduszu Ekonomii Społecznej
Strona internetowa firmy Soni i Krzysztofa już istnieje! Jej adres to: http://www.losa.tech/