Wywiad z Mają Zakierską, która wraz z Karoliną Bugałą wzięła pożyczkę z rządowego programu „Pierwszy biznes – Wsparcie w starcie”
13 stycznia, 2016 1:12 pm Leave your thoughtsTrzeba mieć głowę do wszystkiego
Wywiad z Mają Zakierską, która wraz z Karoliną Bugałą wzięła pożyczkę z rządowego programu „Pierwszy biznes – Wsparcie w starcie” w Małopolskim Funduszu Ekonomii Społecznej (MFES) i założyła Grand Central Hostel Kraków.
Maja Zakierska: Z Karoliną poznałyśmy się w organizacji studenckiej Erasmus Student Network (ESN). ESN zajmuje się studentami zagranicznymi, czyli osobami, które przyjechały na wymianę studencką do Krakowa. Pomaga im zaadaptować się w pierwszych dniach funkcjonowania tutaj, poznać miasto. Szybko okazało się, że osoby, które dołączyły do tej organizacji, chcą czegoś więcej od życia, ciągle szukają. Wiele osób z ESN pracuje też w hostelach. Karolina miała bardzo duże doświadczenie w branży hotelarskiej, bo kształciła się w tym kierunku, a ja mam spore w finansach. Gdy pracowałyśmy razem przy Juwenaliach, bardzo się do siebie zbliżyłyśmy. W pewnym momencie przychodziłam nawet do hostelu, w którym pracowała i siedziałam tam na nockach. Wtedy pomyślałyśmy: „Kurczę, fajnie byłoby otworzyć swój własny hostel, to nie jest chyba taka trudna rzecz”. Wiedziałyśmy, że mamy już pewne doświadczenie z obcokrajowcami, wiemy, jak funkcjonują hostele… więc dlaczego nie spróbować?
A jak dowiedziałyście się o pożyczkach MFES?
O samym Funduszu i programie „Wsparcie w starcie” dowiedziałyśmy się od mojej mamy, która jest zajawiona szukaniem dofinansowań, sama też pracuje w urzędzie, w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa i czujnie patrzy, jak można działać biznesowo. Gdyby ona nie podrzuciła nam tej wiadomości i pomysłu, to pewnie nie zdecydowałybyśmy się na ten krok. Nie wiedziałybyśmy, że taka rzecz jak tanie pożyczki w ogóle istnieje.
Nie bałyście się ryzyka związanego z własną działalnością? To jednak nie praca na tak zwanym etacie, trzeba zainwestować, mieć oczy dookoła głowy i chyba nigdy nie można mieć „świętego spokoju”…
Oczywiście, że miałyśmy obawy, nie podchodziłyśmy do tego beztrosko. Ale z drugiej strony jesteśmy młode i wiedziałyśmy, że teraz jest na to najlepszy czas. Ja nie wyobrażam sobie siebie pracującej u kogoś. Zawsze miałam ambicje, żeby ruszyć z czymś własnym. W Polsce powstało ostatnio dużo firm outsourcingowych. Siedzisz, klepiesz w komputer – nie mówię, że to jest coś złego, może wiele osób odnajduje się w tej pracy, i dobrze. Ale ja chciałam czegoś innego. Ryzyko jest duże, rodzice musieli podpisać weksle, poręczyć pożyczkę. Ich wiara w nas, przekonanie, że to się uda, bardzo nam pomogły. Jak nie teraz, to kiedy?
Kiedy hostel zaczął działać?
Dokładnie 20 sierpnia 2015 roku. W grudniu, podczas Wigilii w pracy, świętowałyśmy czwarty miesiąc działalności. Nawet nie wiem, kiedy to minęło.
Co było najtrudniejszego w rozpoczęciu tej działalności?
Wydaje mi się, że dwie rzeczy. Pierwsza to remont całego pomieszczenia. Trafiłyśmy na bardzo dobry lokal, ale trzeba było go przystosować do standardów hostelu, do wymagań sanepidu – to było pracochłonne. Hostel nie jest hotelem, więc restrykcje są mniejsze, ale są. Druga rzecz to sprawy formalne, tak zwane papierkowe. Często mówi się, że można założyć firmę w dziesięć minut. To nieprawda. Papierów jest cały ogrom. W tym momencie mam ogromną teczkę, wypchaną samymi pismami z urzędu skarbowego. To jest największy problem. Założenie spółki cywilnej, którą my jesteśmy, to kwestia nawet dwóch-trzech tygodni. Trzeba czekać na pozwolenia. To są różne, dziwne kruczki, które czasami nie mieszczą się w głowie – ale należy o nich wiedzieć i brać je pod uwagę.
Wasz hostel ma bardzo dobrą lokalizację: ul. Basztowa, tuż przy dworcu, nieopodal krakowskiego Rynku. Jak znalazłyście ten lokal?
Pomieszczenia szukałyśmy bardzo długo, około dwóch miesięcy. W przypadku hostelu lokalizacja to kluczowa rzecz, 99% sukcesu w tej branży. Szukałyśmy przez internet. Takiego lokalu nie da się wynająć bez pomocy agencji. Oferty pojawiają się cały czas, ale niemal od razu znikają, cały czas trzeba być online. Znalazłam ten lokal na Gumtree, tam ogłosiła się agencja pośrednictwa. Wcześniej miałyśmy kilka na oku, ale ciągle coś nie pasowało – np. właściciel nie zgadzał się na otwarcie hostelu w jego lokalu albo piętro niżej byli lokatorzy itd. Dawałyśmy sobie ostatni tydzień na znalezienie miejsca. I udało się.
Co zdecydowało, że uznałyście ten lokal za odpowiedni?
Miejsce musi być po prostu rentowne. Trzeba umieć określić np. to, ile łóżek potrzebujesz, a ile się zmieści. Nasz lokal przy Basztowej jest pięciopokojowy, a właściwie sześciopokojowy – musiałyśmy pozbyć się jednej ściany, żeby zrobić tam common room. To duże, jasne pomieszczenie, wspólna dla wszystkich mieszkańców przestrzeń, gdzie można gotować, spędzić razem czas. Poza tym są dwa dziesięcioosobowe dormitoria, jeden dwunastoosobowy. I dwa pomieszczenia typu twin.
Jak wygląda Wasz dzień pracy?
Przede wszystkim nigdy się nie kończy. To praca przez 24 godziny. Dzielimy się dyżurami, każdego dnia któraś z nas czuwa. Musimy wiedzieć, co się dzieje. Najbardziej oblegane przez gości są oczywiście weekendy, więc wtedy pracujemy na zmianę. Niekiedy zdarzają się telefony o godz. 2 albo 3 rano i trzeba odebrać, niestety. To jednak coraz rzadsze sytuacje, bo pracownicy radzą sobie coraz lepiej. Mamy podział obowiązków. Pracujemy na recepcji, przyjmujemy gości, Karolina zajmuje się zaopatrzeniem, a ja sprawami finansowymi, przelewami, grafikami, całym stuffem.
Oprócz nas – jesteśmy na samozatrudnieniu – mamy jeszcze dwóch pracowników. Każda zmiana ma rozpisane obowiązki. Wszyscy wiedzą, co mają robić, jest przyjemnie i fajnie. Staliśmy się taką hostelową rodziną.
Wśród hosteli, zwłaszcza w tak chętnie odwiedzanym przez turystów Krakowie, konkurencja jest ogromna. Jak sobie z tym radzicie?
Liczy się przede wszystkim poczta pantoflowa. Otwierając tę działalność miałam bardzo duże wsparcie znajomych. To co oni zrobili pod tym względem, przeszło moje oczekiwania. Wykonali ogromną pracę i bardzo mi pomogli. Poza tym nasz hostel należy do – można tak powiedzieć – rodziny ESN, która jest ogromna. Obcujemy ze studentami zagranicznymi, przyjaźnimy się z nimi. To młodzi ludzie z całej Europy, których opinia i rekomendacja na różnych stronach internetowych są bezcenne. Networking jest bardzo ważny w tej branży. W samym Krakowie w ramach programu Erasmus przebywa około tysiąca osób. Kluczowe w naszej działalności są oczywiście największe serwisy internetowej rezerwacji hoteli i hosteli takie jak Booking.com czy HostelWorld. Oprócz tego strona internetowa oraz fanpage na Facebooku to podstawa naszych działań.
Kontrolujecie w jakiś sposób, co robi konkurencja?
Staramy się. Było tyle spraw do ogarnięcia w związku z otwarciem i rozkręceniem hostelu, że dopiero teraz zaczynamy o tym myśleć na spokojnie. Duże podziękowania należą się chłopakowi Karoliny, Paulo, który zajął się sprawami informatycznymi. Otworzył wszystkie niezbędne strony, serwery, zajął się stworzeniem logotypu itd.
Czy Karolina poznała swojego chłopaka w Grand Central Hostel?
Nie, ale jedna z recepcjonistek poznała miłość swojego życia w naszym hostelu (śmiech).
Macie konkretny plan, jak długo chcecie prowadzić hostel? A może za kilka lat chciałybyście zacząć inną działalność?
Plany często się zmieniają. Na razie mamy hostel i koncentrujemy się w stu procentach na nim – żeby jak najlepiej się rozwinął. Ale mamy też inne sprawy. Karolina jest na etapie zakładania rodziny, ja mam studia i kilka innych rzeczy na głowie. Czujemy, że hostel jest naszym dzieckiem i trzeba o nie dbać. To pochłania bardzo dużo czasu i energii, ale staramy się mimo wszystko zachować właściwe proporcje.
Być może niebawem będziemy chciały rozszerzyć działalność i powiększyć hostel o lokal, który jest naprzeciwko. Sam właściciel to zaproponował. Na razie to plany. Najpierw musimy wypracować pozycję i stabilność.
Czy po kilku miesiącach pracy „na swoim” możesz powiedzieć, że Twoje średnie zarobki są porównywalne do tych, które miałabyś, pracując w swoim zawodzie na etacie?
Zarobki są porównywalne. Przy dobrym rozplanowaniu pracy, to jest konkretny pieniądz. Tylko trzeba mieć głowę do wszystkiego.
Jakie są plusy, a jakie minusy prowadzenia własnej działalności gospodarczej?
Plusem jest to, że człowiek jest swoim szefem, sam organizuje pracę. Jeżeli chce pracować po nocy – pracuje po nocy, jeśli chce gdzieś jechać i pracować zdalnie – to pracuje zdalnie. Poza tym bardzo dużo można się nauczyć – przede wszystkim planowania czasu, pewności siebie, zdolności negocjacyjnych. Dużym plusem w przypadku hostelu jest też ciągłe doskonalenie języka obcego. Minusem na pewno jest to, że trzeba dużo poświęcić – własnego czasu, pieniędzy, nerwów, często stresu. To bardzo duża odpowiedzialność i ogromne pożyczone, zainwestowane pieniądze. Ale doświadczenia, które zdobywa się w ten sposób, nikt nie jest w stanie odebrać. Zawsze będziemy je mogły wpisać do CV. Ważne jest też wypracowanie cierpliwości w pracy z ludźmi, bo oni są różni. Zwłaszcza w hostelu. Nigdy nie wiadomo, co komu strzeli do głowy.
W Twojej klasyfikacji przeważają plusy.
Tak. Jesteśmy młode i ciężka praca nie jest dla nas jeszcze tak naprawdę ciężka. Poza tym dzięki pracy w hostelu życie jest nadal trochę zwariowane, studenckie. Przynajmniej dla mnie, bo Karolina skończyła już studia i jest na etapie zakładania rodziny.
Czyli polecasz założenie własnej firmy?
Oczywiście. Człowiek czuje, że doszedł do czegoś od początku do końca sam, że ma realny i bardzo mocy wpływ na to, co dzieje się w jego życiu. Jeżeli ktoś ciągle niespokojnie się kręci i nie może usiedzieć w miejscu, szuka czegoś więcej – to idealna opcja dla niego. Poza tym, to ciężka praca, a jak mówi moja babcia – ciężka praca popłaca.
Rozmawiała: Martyna Słowik
Categorised in: Bez kategorii
This post was written by mfes-admin